„Twoja depresja nie jest problemem technicznym, to znak. Posłuchaj tego”.
Sira Robles
Pisarz i dziennikarz Johann Hari, po długiej depresji, postanowił zbadać pierwotne przyczyny tej zmiany. Odkrył, że większość czynników, które powodują depresję i lęk, nie występuje w naszej biologii.
Kathrin BaumbachPisarz i dziennikarz Johann Hari cierpiał na depresję jako dziecko i jako nastolatek zaczął przyjmować leki przeciwdepresyjne. Lekarz powiedział mu, że przyczyną jego głębokiego smutku jest brak równowagi chemicznej w mózgu, który można leczyć lekami. „Więc dał mi lek przeciwdepresyjny i przez jakiś czas czułem się dużo lepiej, dostałem prawdziwego zastrzyku. Ale potem depresja wróciła. Dali mi więc coraz większe dawki, dopóki nie wziąłem maksymalnej możliwej dawki przez 13 lat. Jednak nadal Poczułem wiele udręki. Zacząłem zadawać sobie pytanie: „Jeśli robię wszystko, co mi każą, dlaczego nadal tak się czuję?” - mówi nam Hari.
Szukając odpowiedzi na to pytanie, Harib odbył podróż o długości 40000 mil.
Przeprowadził wywiady z czołowymi ekspertami naukowymi i ludźmi, którzy cierpieli na depresję we wszystkich częściach świata, a wyniki swoich badań zebrał w książce Lost Connections (red. Capitan Swing), która już stała się międzynarodowym bestsellerem. W nim pisarz odkrywa, że istnieją naukowe dowody na dziewięć czynników, które prowadzą do depresji. A co najważniejsze, według Johanna Hariba, „że większość czynników, które powodują depresję i lęk, nie występuje w naszej biologii”.
-Możesz dać nam przykład…
-Na przykład, jeśli jesteś naprawdę sam, znacznie bardziej prawdopodobne jest, że wpadniesz w depresję. Jeśli jesteś kontrolowany w pracy, znacznie częściej popadasz w depresję. Jeśli nie wchodzisz w interakcję ze światem przyrody, istnieje większe prawdopodobieństwo, że popadniesz w depresję. Są to czynniki, które mają związek ze sposobem, w jaki żyjemy, a kiedy je zrozumiemy, otwiera się zupełnie inny zestaw rozwiązań, które powinny być oferowane wraz z wyborem leków.
Wszyscy wiemy, że mamy naturalne potrzeby fizyczne. Oczywiście potrzebujesz jedzenia, schronienia, wody, czystego powietrza… Gdybym to zabrał, miałbyś kłopoty. Bardzo szybki. Ale są równie mocne dowody na to, że wszyscy ludzie mają naturalne potrzeby psychologiczne. Musimy czuć, że należymy. Musimy czuć, że nasze życie ma sens i cel.
Ta kultura, którą zbudowaliśmy, jest dobra w wielu rzeczach, ale coraz mniej dobrzy jesteśmy w zaspokajaniu głębokich psychologicznych potrzeb ludzi.
- Dlatego leki nie wystarczały do leczenia jego depresji.
- Prawda o chemicznych lekach przeciwdepresyjnych jest dość prosta. Wiemy to od czołowych ekspertów z takich miejsc jak Harvard i Yale, a także z przeprowadzonych przez nich badań. Prawda jest taka, że chemiczne leki przeciwdepresyjne przynoszą niektórym ludziom ulgę, co ma wielką wartość, ale niestety najlepsze długoterminowe badania, zwane próbą Star-D, pokazują, że większość osób, które je przyjmują, ma depresję. znowu w czasie. Dla większości ludzi same w sobie nie wystarczą, aby rozwiązać problem. Ludzie mogą to zobaczyć wokół siebie.
Od trzydziestu lat przepisujemy coraz więcej leków przeciwdepresyjnych, a każdego roku depresja i lęk stale się nasilają.
-A myślisz, że zaspokojenie potrzeb psychologicznych zatrzymałoby ten trend?
Ten inny sposób myślenia zaczął do mnie pasować dopiero pewnego dnia, kiedy poszedłem do niesamowitego południowoafrykańskiego psychiatry o nazwisku Derek Summerfield. Byłem w Kambodży w 2001 roku, kiedy po raz pierwszy wprowadzono chemiczne leki przeciwdepresyjne dla ludzi w tym kraju. Miejscowi lekarze, Kambodżanie, nigdy nie słyszeli o tych lekach i nie pytali, czym one są. Dr Summerfield wyjaśnił im to i powiedzieli, że ich nie potrzebują, mają już leki przeciwdepresyjne. Co mieli na myśli? Lekarz pomyślał, że porozmawiają z nim o jakimś naturalnym lekarstwie. Zamiast tego opowiedzieli mu historię.
-Co ci wyjaśnili, że było to tak doniosłe?
- W twojej społeczności był rolnik, który pracował na polach ryżowych i pewnego dnia stał przy minie i miał odstrzeloną nogę. Następnie dali mu sztuczną kończynę i po chwili wrócił do pracy w polu. Ale praca pod wodą jest bolesna, gdy masz sztuczną kończynę. Rolnik zaczął płakać przez cały dzień, nie chciał wstawać z łóżka… Zapadł na klasyczną depresję.
Wtedy lekarze z Kambodży dali mu swoją wersję antydepresanta. Co to było? Usiedli z nim. Słyszeli to. Zrozumieli, że ich ból ma sens: ma przyczynę. Jeden z nich powiedział: gdybyśmy kupili mu krowę, mógłby przestać pracować na polach ryżowych i zostać mleczarzem, nie byłby w takiej sytuacji, która go tak rujnuje. Więc kupili mu krowę. W ciągu kilku tygodni jej płacz ustał. W ciągu miesiąca jej depresja ustąpiła.
Powiedzieli dr Summerfieldowi, że ta krowa jest lekiem przeciwdepresyjnym.
-Co możemy przeczytać z tej historii?
-Jeśli zostałeś wychowany, aby myśleć o depresji tak jak ja, jeśli powiedziano ci, że to tylko problem w twoim mózgu, historia może wydawać się kiepskim żartem: `` Poszedłem do mojego lekarza po lek przeciwdepresyjny i dała mi krowę ”. Ale to, co ci lekarze z Kambodży intuicyjnie wiedzieli z tej anegdoty, to to, co wiodąca światowa organizacja medyczna, Światowa Organizacja Zdrowia, od lat stara się nam powiedzieć na podstawie najlepszych badań. Jeśli jesteś przygnębiony, jeśli jesteś niespokojny, nie jesteś słaby. Nie jesteś szalony. Ogólnie rzecz biorąc, nie jesteś maszyną z zepsutymi częściami. Jesteś człowiekiem o niezaspokojonych potrzebach.
Zobacz, czego nie powiedzieli ci lekarze z Kambodży. Nie powiedzieli „musisz dojść do siebie”. Mówili inaczej: „jesteśmy tutaj, aby pomóc Ci uporać się z przyczynami depresji w Twoim życiu”. Na to zasługuje każda osoba w depresji. Dlatego czołowy lekarz Organizacji Narodów Zjednoczonych powiedział nam, że musimy mniej skupiać się na zaburzeniach równowagi chemicznej, a bardziej na usuwaniu zaburzeń równowagi w naszym wspólnym życiu. Chociaż medycyna może przynieść niektórym ludziom ulgę, potrzebujemy o wiele więcej.
Właśnie dlatego, że ten problem przebiega znacznie głębiej niż nasza biologia, rozwiązania muszą też sięgać znacznie głębiej.
Mogłem zacząć zmieniać swoje życie dopiero wtedy, gdy dowiedziałem się: „Twoja depresja nie jest problemem technicznym. To znak. Twoje cierpienie ma sens. Czujesz to z powodów, a te powody można leczyć”. Zajęło mi to dużo czasu, zanim zdałem sobie z tego sprawę, ale przesłanie naukowców i otaczającego nas kryzysu staje się coraz bardziej jasne: musimy przestać obrażać te sygnały i zacząć ich słuchać, ponieważ mówią nam coś, co naprawdę musimy słuchać. Dopiero kiedy zaczniemy słyszeć ten ból, będziemy mogli zobaczyć najgłębsze rozwiązania, krowy, które nas otaczają.
- Czy zrozumiałeś znaczenie swojego bólu?
-Miałem dość ciężką depresję przez długi czas, od okresu dojrzewania. W moim przypadku jako dziecko doświadczyłem dość poważnego maltretowania ze strony dorosłego. Nigdy nie chciałem o tym myśleć ani o tym rozmawiać. Ale w trakcie pisania tej książki przeprowadziłem wywiady z najlepszymi ekspertami, którzy wykazali, jak trauma z dzieciństwa może powodować depresję (i wszelkiego rodzaju inne problemy dorosłych, takie jak otyłość i uzależnienia), i nauczyli mnie czegoś naprawdę ważnego, co mieli. w jej badaniach: to nie nadużycie cię niszczy. To wstyd nadużycia.
Jeśli znajdziesz bezpieczne miejsce, by uwolnić się od wstydu, może to uwolnić cię od depresji. Ludzie, którzy doświadczają molestowania dzieci, często przyswajają sobie głos swojego oprawcy - uważają, że nie zasługują na to, by być traktowanym z miłością i troską. Bezpieczne i pełne miłości połączenie, które pomaga ci uwolnić się od wstydu, pomaga ci uwolnić te obraźliwe głosy z twojego umysłu. Dowody wskazują, że zmniejszenie wstydu głęboko leczy i zmniejsza depresję i lęk. Te dane są zaskakująco zachęcające.
-Czasami przyczyna depresji może być znacznie mniej oczywista, na przykład praca, której nie lubimy …
- Istnieją mocne dowody na to, że ludzie muszą czuć, że nasze życie ma sens, że robimy coś w celu, który ma znaczenie. Jest to naturalna potrzeba psychologiczna. Jednak w latach 2011–2012 firma badawcza Gallupa przeprowadziła najbardziej szczegółowe badanie, jakie kiedykolwiek przeprowadzono, dotyczące tego, co ludzie myślą o tym, co spędzamy, wykonując większość naszego życia: o naszej płatnej pracy. Okazało się, że 13 procent ludzi twierdzi, że jest „zaangażowanych” w swoją pracę; Uważają to za znaczące i nie mogą się doczekać. Około 63 procent twierdzi, że „nie są zaangażowani”, co określa się jako „lunatykowanie w ciągu dnia pracy”. A 24 procent jest „aktywnie offline” - nienawidzi tego.
Odkryłem, że większość osób z depresją i niepokojem, jakie znam, to 87% osób, które nie lubią swojej pracy. Zacząłem więc badać, czy są jakieś dowody na to, że może to mieć związek z depresją. Okazało się, że przełomu w odpowiedzi na to pytanie dokonał się w latach 70. XX wieku australijski naukowiec Michael Marmott. Chciałam wiedzieć, kto jest bardziej narażony na zawał serca związany ze stresem: wielki szef na górze czy ktoś pod nim?
Wszyscy mu powiedzieli: „Marnujesz swój czas. Oczywiście szef będzie bardziej zestresowany, ponieważ ma większą odpowiedzialność”. Ale kiedy Michael opublikował swoje wyniki, ujawnił, że jest dokładnie odwrotnie. Im niżej znajduje się pracownik w hierarchii, tym wyższy jest jego poziom stresu i prawdopodobieństwo zawału serca. Teraz chciałem wiedzieć: dlaczego? Ponieważ ludzie mają wrodzoną potrzebę poczucia, że to, co robimy, dzień po dniu, ma znaczenie. Kiedy masz kontrolę, nie możesz nadać znaczenia swojej pracy.
Nagle depresja wielu moich przyjaciół, nawet tych na wyrafinowanych zawodach, którzy spędzają większość czasu czując się opanowani i niedoceniani, zaczęła wydawać się nie problemem ich mózgów, ale raczej problemem z otoczeniem. Dowiedziałem się, że jest wiele przyczyn takiej depresji.
-Mówi, że samotność to kolejna z tych przyczyn …
Jednym z moich bohaterów jest lekarz imieniem Sam Everington. Jest lekarzem pierwszego kontaktu w biednej części wschodniego Londynu i czuł się naprawdę nieswojo. Miał wielu pacjentów, którzy przyszli do niego z depresją. Nie był przeciwny chemicznym lekom przeciwdepresyjnym, ale widział, że wielu jego pacjentów nie rozwiązuje ich problemów. Pewnego dnia postanowił spróbować czegoś innego.
Do jego biura przyszła kobieta o imieniu Lisa Cunningham. Poznałem ją później. Lisa przez siedem lat była zamknięta w swoim domu z paraliżującą depresją i niepokojem. Ledwo opuścił swój dom. Sam mu powiedział: nie martw się, będę ci dalej dawał te leki. Ale mam zamiar przepisać ci też coś innego.
Za gabinetami lekarzy było pole pełne fartuchów. Sam powiedział Lisie: „Proponuję przyjść kilka razy w tygodniu i spotkać się z grupą innych osób w depresji, aby znaleźć coś sensownego do zrobienia razem”.
Kiedy grupa spotkała się po raz pierwszy, Lisa była dosłownie chora. Ale grupa zaczęła mówić: zapytali: co możemy zrobić? Postanowili, że zbudują ogród. To byli ludzie z centrum Londynu, tacy jak ja, nie wiedzieli nic o ogrodnictwie. Zaczęli więc czytać książki, oglądać filmy. Zaczęli wbijać palce w ziemię. Zaczęli uczyć się rytmów pór roku. Istnieje wiele dowodów na to, że kontakt ze światem przyrody jest naprawdę silnym lekiem przeciwdepresyjnym.
Ale zaczęli robić coś jeszcze ważniejszego. Zaczęli tworzyć plemię. Zaczęli tworzyć grupę. Zaczęli się o siebie martwić. Gdyby któryś z nich się nie pojawił, poszedłbym ich szukać.
Kiedy spotkałem Lisę, powiedziała mi: „kiedy ogród zaczął kwitnąć, zaczęliśmy kwitnąć”. Takie podejście nazywa się przepisywaniem społecznym i istnieje coraz więcej dowodów wskazujących, że powoduje ono znaczny spadek depresji i lęku. I to było coś, co widziałem na całym świecie, gdzie badałem to, od San Francisco po Sydney po Sao Paulo - najskuteczniejsze strategie radzenia sobie z depresją i lękiem to te, które dotyczą przyczyn, dla których tak się czujemy.
-Czy powinniśmy wrócić do życia w plemieniu?
- Spędziłem dużo czasu na rozmowie z człowiekiem imieniem profesor John Cacioppo w Chicago, który był czołowym światowym ekspertem w dziedzinie samotności. Powiedział mi: dlaczego istniejemy? Wszyscy w tym pokoju, wszyscy? Jednym z powodów jest to, że nasi przodkowie na sawannach Afryki byli naprawdę dobrzy w jednym. Nie były większe niż zwierzęta, które zestrzelili; nie byli szybsi od zwierząt, które zestrzelili; ale byli znacznie lepsi w łączeniu się w grupy i współpracy.
Tak jak pszczoły ewoluowały do życia w ulu, tak ludzie ewoluowali, by żyć w plemieniu.
Jesteśmy pierwszymi ludźmi, którzy próbują rozwiązać nasze plemiona. Jesteśmy najbardziej samotnym społeczeństwem w historii ludzkości. W niedawnym badaniu zapytano Amerykanów: ile osób dobrze cię zna? Połowa z nich powiedziała: nikt. W Hiszpanii te dane nie są takie złe, ale jest coraz gorzej.
- Więc jak wpływa na nas życie w coraz bardziej zindywidualizowanym społeczeństwie?
- Jednym ze sposobów, w jaki to zrozumiałem, był wywiad z interesującą osobą o nazwisku Dr Brett Ford. Zrobił naprawdę proste, ale interesujące badanie. Odkrył coś, co z początku wydaje się naprawdę dziwne: generalnie w Ameryce, jeśli świadomie próbujesz uczynić siebie szczęśliwszym, nie stajesz się szczęśliwszy. Ale w innych krajach, jeśli próbujesz uczynić siebie szczęśliwszym, robisz to.
Dlaczego tak się stało? Odkryli, że w Stanach Zjednoczonych generalnie, jeśli próbujesz uczynić siebie szczęśliwszym, robisz coś dla siebie. Kupujesz coś, ciężej pracujesz na awans, traktujesz siebie, cokolwiek to jest. W innych krajach, jeśli próbujesz uszczęśliwić siebie, robisz coś dla kogoś innego, swoich przyjaciół, rodziny, swojej społeczności.
Zdałem sobie sprawę, że przez długi czas moja opowieść o szczęściu była błędna. Kiedy czułem się zestresowany, stawiałem im czoła poprzez indywidualne osiągnięcie: kupowanie czegoś dla siebie, robienie czegoś „niesamowitego” w pracy, dokonywanie jakichś zewnętrznych osiągnięć. I rzadko to działało. Rzadko czyniło mnie to szczęśliwszym. Teraz, kiedy czuję, że nadchodzą te uczucia (czasami mam), próbuję zrobić coś dla kogoś innego. Może to być tak proste, jak zostawienie telefonu w domu, odwiedzenie ich i naprawdę ich wysłuchanie.
W społeczeństwie, w którym ludzie są tak samotni, bycie wysłuchanym jest niesamowitym darem.
I ta prosta zmiana, uświadomienie sobie, że moje szczęście może pochodzić tylko ze zwiększania szczęścia innych, wywarła na mnie silny wpływ. To jedna z wielu zmian, jakie wprowadziłem w swoim życiu, które opisuję w książce.
Jako kultura staliśmy się głęboko indywidualistami. Wyszkolił nas do szukania szczęścia we wszystkich niewłaściwych miejscach.
- Czy myślisz, że przeżywamy kryzys wartości? Jak to predysponuje nas do depresji?
- Przez tysiące lat filozofowie mówili: jeśli myślisz, że w życiu chodzi o pieniądze i status, i popisywanie się, poczujesz się jak gówno. Nie jest to dokładny cytat z Konfucjusza, ale to jest sedno jego wypowiedzi. Ale co dziwne, nikt tego naukowo nie udowodnił, dopóki nie zrobił tego niesamowity człowiek, którego znałem, profesor Tim Kasser.
Twoje badania sugerują kluczowe pomysły. Im bardziej myślisz, że życie polega na kupowaniu rzeczy i pokazywaniu ich innym ludziom, tym bardziej prawdopodobne jest, że wpadniesz w depresję i niepokój - w naprawdę znaczącej ilości. A jako społeczeństwo te siły bardziej nas poruszają.
Na początku wydaje się to dość oczywiste. Każdy, kto to czyta, wie, że nie będzie leżał na łożu śmierci i nie myślał o wszystkich „polubieniach”, które dostali na Instagramie i wszystkich kupionych butach. Pomyślą o chwilach miłości i związku. Ale, jak powiedział mi profesor Kasser, żyjemy w maszynie, która ma sprawiać, że zaniedbujemy to, co w życiu ważne. Jesteśmy nieustannie bombardowani wiadomościami, które każą nam szukać szczęścia we wszystkich niewłaściwych miejscach.
- Twierdzisz, że odłączenie się pełnej nadziei lub bezpiecznej przyszłości również prowadzi nas do depresji. Czy zmiany klimatyczne lub niestabilność polityczna mogą szkodzić naszemu zdrowiu emocjonalnemu?
-To idzie do bardzo ważnego punktu. Są rzeczy, które powinny nas niepokoić i głęboko nieszczęśliwych. Jako gatunek niszczymy obecnie systemy życiowe planety. Niepokój jest w porządku. Powinniśmy się niepokoić. Tylko bardzo dziwna osoba nie przejmowałaby się tym. Oczywiście nie chcemy być sparaliżowani przez ten niepokój.
Musimy wykorzystać ten niepokój, aby napędzać nas do walki o zmianę.
- Twój zawód, dziennikarstwo, pozwolił ci zbadać prawdziwe przyczyny depresji. Informacje, które znalazł, były tak istotne, że zmieniły jego życie. Czy sądzisz, że pewnego dnia opinia publiczna będzie mogła uzyskać dostęp do tych informacji?
-Absolutnie. Myślę, że w jakiś sposób ludzie już czują, że podane nam wyjaśnienie naszych narastających epidemii depresji i lęku jest zbyt uproszczone. Większość ludzi na pytanie: „Czy samotność powoduje depresję? Czy brak bezpieczeństwa finansowego powoduje depresję? Czy bycie wykorzystywanym jako dziecko powoduje depresję? Czy kontrolowanie i upokarzanie w pracy powoduje depresję? ”. Oczywiście, że tak.
Ale kiedy udają się do lekarza, zbyt często, mówi im się bardzo uproszczoną historię: te głębokie uczucia są po prostu wynikiem czegoś złego w ich mózgach i wszystko, co muszą zrobić, to wziąć narkotyki. Aby zobaczyć głębsze rozwiązania depresji i lęku, musimy inaczej myśleć o tym, czym naprawdę jest nasza depresja. Istnieją bardzo realne biologiczne przyczyny depresji i lęku. Ale jeśli pozwolimy biologii stać się całym obrazem, tak jak to robiliśmy od tak dawna, łącznie ze mną, to w sposób dorozumiany mówi ludziom: „Twój ból nic nie znaczy”. Biologia jest prawdziwa, ale jest częścią szerszego obrazu.
Wiedzieć więcej…
Utracone połączenia. Prawdziwe przyczyny i nieoczekiwane rozwiązania depresji to książka opublikowana w Hiszpanii przez redakcję Captain Swing. Tekst prowadzi nas do innej niż zwykle debaty na temat depresji i lęku.
KUPIĆ