Torba wewnętrzna
Francesc Miralles
Alfonso zdmuchnął dwie świeczki z 4 i 0 na torcie ze smutną rezygnacją. Nigdy nie był fanem przyjęć, ale spodziewał się czegoś jaśniejszego po wejściu do kwarantanny. Wezwał pół tuzina osób, ale ich zaproszenia zostały odrzucone przy użyciu wszelkiego rodzaju wymówek. Jedyne, co miał do świętowania urodzin, oprócz tego ciasta, to dwa formalne gratulacje - jedno od banku, drugie od kierownika - oraz prezent od dalekiego krewnego, który głęboko go zranił: weekend dla dwie osoby w spa.
Włożył kupon do tylnej kieszeni, żeby wyrzucić go do kosza, kiedy wyszedł. Alfonso nie miał dziewczyny ani przyjaciół, którzy chcieliby spędzić nudny weekend w gorących źródłach. Swoje życie towarzyskie przypisywał przepracowaniu. Od czasu wybuchu kryzysu jego zawód analityka finansowego zmusił go do przebywania od wschodu do zachodu słońca przed ekranem pełnym liczb. Jego własne liczby nie były złe, powiedział sobie, idąc ulicą na nocny spacer. W wieku 40 lat prawie spłacił kredyt hipoteczny na mieszkanie. Miał też miejsce parkingowe na swojej posesji, samochód sportowy i motocykl, który zabierał tylko kilka razy. Jego plan emerytalny zaczynał się odżywiać, a spadek w gotówce, który miał na czas określony, gwarantował mu dobre odsetki.
Pomimo tego wszystkiego, w noc urodzinową czuł się pusty. Może dlatego, że kilka barów w jego okolicy było już zamkniętych w tę niedzielę. Alfonso miał ochotę napić się piwa przed pójściem spać, przy pomruku samotnych gości baru rozmawiających z barmanem. Szukając miejsca do życia na miejskiej pustyni, zdała sobie sprawę, że była daleko od domu. Spojrzał na zegarek i zobaczył, że jest już północ. Ten długi nocny spacer był smutnym świętem urodzinowym. Zrezygnowany z rozpoczęcia kolejnego tygodnia po czterdziestce Alfonso nagle poczuł się zmęczony i zdecydował, że pojedzie taksówką, aby wrócić.
Kiedy próbował dostrzec oszczędzające zielone światło w małym ruchu ulicznym, przyszło mu do głowy, żeby sprawdzić portfel i zirytowany, że nie ma gotówki. Niezadowolony, przed wejściem do taksówki postanowił zdobyć fundusze w bankomacie. Rozejrzał się. Na szczęście po drugiej stronie chodnika, gdzie był, był bankomat. Przeszedł przez ulicę, niecierpliwie zmuszony do powrotu do domu.
Kasjer znajdował się w holu biura banku i Alfonso z niezadowoleniem zauważył, że obok automatu biletowego śpi bezdomny mężczyzna. Wypłacanie pieniędzy komuś, kto nie ma absolutnie nic, było dla niego brutalne. Czuł się jak zwycięzca wojny, w której nie prosił o udział. To właśnie to uczucie skromności sprawiło, że po zdobyciu czterech banknotów 20-euro jeden z nich zostawił w otwartej dłoni żebraka, który wydawał się spać. Jakby zauważył znikomy ciężar rachunku, zrogowaciałe palce osoby, która wydawała się spać, zacisnęła się, by złapać 20 euro. Właśnie wtedy otworzył oczy i przemówił z wyrafinowanym akcentem:
-Dziękuję za prezent, proszę pana, i przyjmuję to tylko za to, że zwracanie prezentu nie jest brzydkie. Prawda jest taka, że niczego nie potrzebuję, jestem niezmiernie bogaty.
Alfonso zaniemówił na słowa tego człowieka, który natychmiast opisał jako szalony. Z przyzwoitości, z jaką się wypowiadał, wywnioskował, że był kimś, kto dawno temu cieszył się zamożną pozycją. Być może bankructwo, źle wynegocjowany rozwód, alkohol lub choroba psychiczna wytrąciły go z łask. Współczując temu bezdomnemu, Alfonso zapytał go:
-Jeśli jest taki bogaty … co on tu śpi?
- W domu jest trochę zimno, dlatego przyszedłem się zdrzemnąć. Również w tym miejscu zostają przyjaciółmi. Wypijmy kawę?
Mężczyzna mrugnął do niej, wstając z łóżka z gazetą i otrzepując się.
- Wszystko jest zamknięte - powiedział Alfonso, zaskoczony nieoczekiwanym kierunkiem, w którym podążał tej nocy.
-Nie wszystko. Na stacji benzynowej trzy przecznice dalej możemy napić się kawy i kanapki.
Kiedy wyruszyli, Alfonso pomyślał, że ich sytuacje życiowe nie mogą być bardziej różne, ale bardzo łatwo było mu porozmawiać z tym zhańbionym człowiekiem.
- Więc mówisz, że w domu jest trochę zimno? Gdzie mieszkasz?
-W domu, który ma tysiące metrów kwadratowych. Co mam powiedzieć, tysiące …? Miliony!
- Ulica, oczywiście - przypuszczał ze smutkiem Alfonso.
-Nie ma większego, przewiewnego i przejrzystego domu. Poza tym codziennie jem i jadam w restauracji, jak mężczyzna.
-Odlew?
-Mam trasę kilku lokali, w których mnie szanują i zawsze trzymają resztki. Nigdy nie brakuje mi gorącej płyty. W zamian doradzam im, gdzie mogą zainwestować to, co mają.
Analityk finansowy był zdumiony tym ostatnim. Widząc jej zdziwienie, bezdomny powiedział:
-Mogę też doradzić.
-Ale… nie masz pojęcia o moich majątkach ani o majątku. Jak mi wtedy doradzisz?
- Nie muszę znać stanu twoich kont bankowych, żeby wiedzieć, że człowiek, który w tym czasie chodzi sam, popełnił błąd w swoich inwestycjach. Możesz mieć majątek i aktywa, jak powiedziałeś, być może nawet wygrałeś na giełdzie, ale prawdziwym bogactwem nie handluje się tam.
-Gdzie on więc jest? - zapytał zafascynowany Alfonso.
„W wewnętrznej torbie”, powiedział mężczyzna, wskazując na swoje serce, „są tam waluty, które nigdy nie tracą na wartości, takie jak miłość czy przyjaźń. Gdybyś zainwestował w ten portfel, nie wędrowałbyś sam w niedzielny wieczór.